Fot. Aneta Pawska
"Śpiewam, żegluję, szyję gorsety, suknie i wszystko inne co mi przyjdzie do głowy, nie lękam się żadnych nowych wyzwań!" - o tym wszystkim opowiedziała nam obszerniej poniżej. Zapraszam Was do interesującej lektury. Poznajcie Szmaragdową Królową :)
Zanim zostałam Szmaragdową Królową robiłam wiele innych rzeczy w życiu.
Odkąd pamiętam, wynajdowałam sobie w życiu różne pasje, które pochłaniały mnie całkowicie i wypełniały po brzegi szarą rzeczywistość. Uciekałam to w poezję, to w muzykę, to literaturę, to rękodzieło wszelkiego rodzaju, malowanie, decoupage... Najwięcej życia poświęciłam muzyce. Od szóstego roku życia uczyłam się gry na instrumentach – pianino, gitara, wreszcie w liceum trafiłam na wspaniałego nauczyciela gry na organach i całkowicie przepadłam w fascynacji tym królewskim instrumentem, o tak wielu głosach i możliwościach. Dzięki nauczycielowi mogłam ćwiczyć i koncertować na najwspanialszych organach w okolicy, aż trudno sobie wyobrazić te emocje, kiedy masz przed sobą trzy mauały (klawiatury), pod nogami klawiaturę nożną, całe mnóstwo przycisków i przełączników, za sobą tysiące gigantycznych (i mniejszych) piszczałek, a kiedy grasz toccatę Bacha, to stare grube mury gotyckiego kościoła drżą w posadach!
Podobnie silne emocje towarzyszyły mi w życiu chyba tylko na Morzu (ale o tym później). Pracowałam nawet przez ponad rok jako organistka. Później, niestety, po przeprowadzce do Krakowa, nie miałam już gdzie grać, ale wytrwale zbieram fundusze na własny instrument i wierzę, że wkrótce stanie w moim małym Królestwie.
Podobnie silne emocje towarzyszyły mi w życiu chyba tylko na Morzu (ale o tym później). Pracowałam nawet przez ponad rok jako organistka. Później, niestety, po przeprowadzce do Krakowa, nie miałam już gdzie grać, ale wytrwale zbieram fundusze na własny instrument i wierzę, że wkrótce stanie w moim małym Królestwie.
fot., make-up&hair: Katarzyna Mikołajczak Photography
gorset, suknia: Emerald Queen art fascynator: Veil.pl kolczyki: Gatia Studio
Stroje
Do mojej muzycznej „historii”, również w liceum, dołączył śpiew klasyczny i to on bezpośrednio doprowadził mnie do szycia. Lubiłam śpiewać, ze znajomymi jeszcze w gimnazjum skleciliśmy zespół muzyczny i chciałam podciągnąć trochę swoją technikę w szkole muzycznej. Tak zaczęła się nowa fascynacja – tym razem śpiewem operowym. Jako że zarówno w szkole muzycznej, jak i później, kontynuując naukę prywatnie, miałam okazję koncertować tu i ówdzie, zapragnęłam stworzyć dla tego śpiewu również ciekawą oprawę wizualną. Nie było mnie jednak stać na piękne suknie. I wtedy doznałam olśnienia – przecież mam w domu starą maszynę do szycia mojej mamy! Dlaczegóż by nie spróbować nauczyć się szyć? Jako osoba, co się wyzwań nie boi, siadłam i uszyłam moją pierwszą spódnicę na występy sceniczne. Później drugą. Z zakupionej tkaniny i według swojego rysunku i wyliczeń.
Później zostałam oświecona przez mamę, że istnieją gotowe wykroje, z których powinnam korzystać i się z nich uczyć. Pokornie spróbowałam, jednak próby zrozumienia, co niemieccy krawcy mieli na myśli, wciąż mnie przerastały, a każdy wykrój okazywał się nieodpowiedni na moje wymiary i w efekcie musiałam więcej czasu poświęcać na poprawianie tych wykrojów, niż zajmowało mi rysowanie własnych. Po kolejnej średnio udanej próbie wróciłam do tworzenia własnych wykrojów i zaufałam swojej wyobraźni przestrzennej.
Później zostałam oświecona przez mamę, że istnieją gotowe wykroje, z których powinnam korzystać i się z nich uczyć. Pokornie spróbowałam, jednak próby zrozumienia, co niemieccy krawcy mieli na myśli, wciąż mnie przerastały, a każdy wykrój okazywał się nieodpowiedni na moje wymiary i w efekcie musiałam więcej czasu poświęcać na poprawianie tych wykrojów, niż zajmowało mi rysowanie własnych. Po kolejnej średnio udanej próbie wróciłam do tworzenia własnych wykrojów i zaufałam swojej wyobraźni przestrzennej.
fot. Makahitzu model: Emerald Queen art
Morze
Kolejnym ważnym wątkiem w kształtowaniu mojej osoby, a co za tym idzie również twórczości, miało się stać Morze. W wieku 16 lat popłynęłam w swój pierwszy, dwutygodniowy rejs morski jachtem pod żaglami. I traf chciał, że niemal od razu rozpoczął się sztorm, pierwszy jakiego w życiu doświadczyłam, będąc pierwszy raz na pełnym morzu. To był dla mnie szok, ale nie miałam czasu się nad tym zastanawiać, musiałam się zmierzyć z żywiołem, gdyż jak się okazało, nasz kapitan cierpiał na chorobę morską i przy wietrze powyżej 8 w skali Beauforta nie był wstanie ustać na nogach. Jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi, moją pierwszą w życiu noc na morzu spędziłam stojąc w sztormie za sterem, dowodząc dwoma członkami załogi, młodszymi ode mnie i przerażonymi chłopcami, którzy zabrali na ten rejs zapas białych skarpetek na każdy dzień tygodnia i ani jednej nieprzemakalnej kurtki.
Zostałam dosłownie rzucona na głęboką wodę i wiedziałam jedno – albo znienawidzę Morze raz na zawsze, albo już się nigdy od niego nie uwolnię. Przeklinałam ten przeklęty żywioł, nienawidziłam tych wielkich fal, wody zalewającej człowieka z góry i z dołu, braku gruntu pod stopami. Zarzekałam się, że nigdy więcej. I tak rok później wylądowałam w rejsie do Amsterdamu na pokładzie żaglowca Zawisza Czarny, gdzie poznałam mojego (już) męża – Szmaragdowego Króla.
Zostałam dosłownie rzucona na głęboką wodę i wiedziałam jedno – albo znienawidzę Morze raz na zawsze, albo już się nigdy od niego nie uwolnię. Przeklinałam ten przeklęty żywioł, nienawidziłam tych wielkich fal, wody zalewającej człowieka z góry i z dołu, braku gruntu pod stopami. Zarzekałam się, że nigdy więcej. I tak rok później wylądowałam w rejsie do Amsterdamu na pokładzie żaglowca Zawisza Czarny, gdzie poznałam mojego (już) męża – Szmaragdowego Króla.
photo: Aneta Pawska - Enchanted Stories model: BLUE ASTRID
Morze przyniosło mi wszystko, co najlepsze. Miłość, pewność siebie, ale i też pokorę i niepowtarzalne emocje. Miałam nawet w planach wybranie się do szkoły morskiej na studia, jednak rozwijający się związek sprawił, że oboje z Królem wylądowaliśmy w Krakowie – ja na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie ukończyłam muzykologię oraz filologię bułgarską. Dlaczego filologię bułgarską? Ponieważ od dawna fascynowała mnie kultura i muzyka bałkańska i koniecznie chciałam poznać ją bliżej i móc rozumieć, o czym ci południowi Słowianie śpiewają.
photo: Aneta Pawska - Enchanted Stories model: BLUE ASTRID
Podróże
Studia stały się impulsem do podróży. Co ja mówię. Od zawsze nosiło mnie, pragnęłam zobaczyć jak najwięcej świata, poznać ciekawych ludzi, dotknąć wszystkiego. Posłuchać nowych historii z dalekich stron. Więcej rozumieć. W czasie studiów rozwinęła się na dobre moja miłość do krajów bałkańskich, ale też pokochałam szalone, spontaniczne podróże autostopem i ogólnie minimalnym kosztem, przekonałam się, że wszędzie jest tylu wspaniałych i przyjaznych ludzi, którzy im mniej mają, tym chętniej się dzielą i tym bardziej są gościnni. Jeśli jesteś otwarty – oddadzą Ci serce i wszystko, co mają najlepsze, a wielu takich ludzi spotkałam na Bałkanach. Dzięki podróżom i ja staram się uczyć takiego podejścia do życia i do drugiego człowieka.
Fot. Katarzyna Mikołajczak Więcej zdjęć z tej sesji możecie zobaczyć tutaj.
Gorsety
Ale wróćmy do szycia i do gorsetów, o których powinnam chyba najwięcej tutaj powiedzieć. Pierwszy gorset trafił w moje ręce dokładnie w momencie, gdy uszyłam swoja pierwszą koncertową spódnicę, był to (jak to zwykle bywa) gorset overbust z indyjskiej fabryki pana Bharti. To stary model, miażdżący żebra i biodra, ale ja byłam przekonana, że tak ma być i że gorset przecież musi boleć, bo damy muszą cierpieć dla urody. Jednak w końcu naszły mnie wątpliwości i zaczęłam szukać informacji – i wtedy właśnie trafiłam na Twojego bloga, Agnieszko. I chwała Ci za tego bloga, bo dzięki niemu zostałam oświecona, że gorset nie powinien boleć i że istnieją polskie firmy, sprzedające naprawdę dobre gorsety.
Kupiłam czarnego matowego underbusta firmy Papercats i zrozumiałam już, na czym to wszystko polega, co oznacza naprawdę modelowanie talii. Gorsety szybko przejęły władzę nad moim umysłem i nie mogłam tego przeżyć, że nie stać mnie na wszystkie te cuda, które bym chciała posiadać w swojej kolekcji. Wtedy znowu, jak memento, naszła mnie myśl, że przecież mogę spróbować sama uszyć. Mogę się nauczyć sama, jak wielu innych rzeczy, że wszystko jest osiągalne jak się w to wierzy i odpowiednio dużo pracy włoży.
fot. Aneta Pawska, model Revena, biżuteria Wunderkammer
fot. Aneta Pawska, model Revena, biżuteria Wunderkammer
Nauka szycia gorsetów
Pierwszy gorset uszyłam w sierpniu 2014. Mimo ciągłego poszerzania wiedzy, wciąż niewiele wiedziałam o technice szycia gorsetów. Na szczęście intuicja podpowiadała mi dobrze. Gorset miał zadowalający mnie krój i modelowanie. Niestety nie miałam jeszcze pojęcia o tym, jak bardzo solidnych tkanin trzeba użyć na „warstwę mocy”. Kiedy po kilku założeniach tkanina rozeszła się na szwach, zdałam sobie sprawę, że muszę poszukać czegoś o znacznie mocniejszym splocie. Tak przebiegała (i nadal przebiega) moja nauka – za każdym razem wiem więcej i stale poprawiam wiele rzeczy w technice i tworzeniu wykroju. Wiele czasu poświęcam na czytanie blogów i oglądanie zdjęć światowej sławy gorseciarek. Staram się z tego jak najwięcej wyciągać i przekładać na doskonalenie swoich gorsetów.
Fot. Aneta Pawska
Tak naprawdę, na każdy gorset tworzę nowy wykrój. Rysuję od nowa na wyznaczonej wcześniej na papierze siatce, ustalam ile ma być paneli i jak ułożone, aby pasowały do danej sylwetki i preferencji osoby, dla której ma być gorset. Najwięcej zabawy mam z gorsetem typu overbust, bo muszę uwzględnić krzywiznę biustu i uważnie sprawdzać wszystkie obliczenia, bo dzięki temu zazwyczaj uszyty mock-up nie wymaga prawie poprawek. Jednak cała przyjemność szycia gorsetów pojawia się dopiero przy obcowaniu z tkaninami! Mam totalnego bzika na ich punkcie i kiedy zauważę gdzieś jakąś piękną tkaninę, nie potrafię przejść obok niej obojętnie. Kiedyś przez to zbankrutuję. Uwielbiam szyć z jedwabiu i aksamitu bawełnianego. Szaleję za wzorzystymi żakardami i za dużymi, kontrastującymi wzorami.
Fot. Katarzyna Mikołajczak fot. Janusz Żołnierczyk, model Martyna Woźniak
Gorsety na modowym wybiegu
Ogromną motywację do szycia dało mi zgłoszenie się do ubiegłorocznego pokazu Alternative Fashion Show. Jako projektant mogłam wreszcie zrealizować wymarzone projekty, które pewnie w innym wypadku nigdy by nie wyszły na świat z mojej głowy, bo „po co, nikt tego nie kupi, nikogo to nie zainteresuje”. A pokaz mody alternatywnej to świetna okazja, by właśnie takie najbardziej szalone projekty zrealizować, choćby po to, by zaprezentować swoje możliwości i wykazać się inwencją twórczą. Mam nadzieję, że mi się to udało? Planuję również wziąć udział w kilku pokazach w roku 2017. Pracuję nad nową kolekcją. Wierzę, że świat potrzebuje pięknych i niezwykłych strojów. Wprawdzie nie szata zdobi człowieka, ale człowiek ozdobiony w szatę staje się częścią sztuki, tak jak np. aktor odgrywający postać dramatu Szekspira. Nie jest moim celem zaspokajanie zwykłej ludzkiej próżności i narcyzmu, lecz pozwolenie człowiekowi stać się na chwilę częścią jakiegoś lepszego, piękniejszego świata, świata sztuki i fantazji.
Wszystkie metalowe dodatki i ozdoby, które występują w kolekcji, zostały wykonane przez Wunderkammer. Modelki: Daria Ślusarczyk, Revena, Soki Spawn, Saori, Silverrr, Volven Wolf, Blue Astrid, Savra, Emerald Queen.
Szmaragdowy dwór
Tak, jestem idealistką. Dlatego zaczęłam pisać bloga. Pełna przekonania, że są na świecie jeszcze ludzie, których nie interesuje jedynie scrollowanie Internetu w poszukiwaniu tylko interesujących obrazków i filmików, ale lubią też czytać, co ktoś ma do przekazania. Ja w swoją twórczość wkładam całe serce, dlatego czuję potrzebę podzielenia się również historiami, uczuciami, fantazjami, które się kryją za każdą uszytą suknią, za każdym gorsetem. Mój styl pisania na blogu jest celowo wymierzony w zwrócenie uwagi znudzonego czytelnika, przeglądającego zwykle pobieżnie treści internetowe. Kiedy natrafi na choćby fragment tekstu, może pomyśli: „Ale zaraz, o co chodzi? Co to znaczy? Co za Królowa? Co ja czytam?”. I przeczyta od początku, może wróci do starszych postów, próbując dowiedzieć się, czy to tak „na serio”, bo przecież trzeba pisać „na serio”. Nie posiadam się z radości, kiedy kolejne osoby do mnie piszą, że czekają w napięciu na kolejne opowieści „ze Szmaragdowego Dworu”. I chyba nie muszę wyjaśniać, że wszystko, co się dzieje na Szmaragdowym Dworze jest prawdą? Oczywiście, przefiltrowaną przez fantazję Królowej.
fot. Katarzyna Mikołajczak
Własna firma
Prawdą jest również, że założyłam niedawno firmę, aby przekonać się, czy jestem w stanie wyżyć za swoje marzenia. Broniłam się nogami i rękami przed nudną pracą za biurkiem, a za coś żyć trzeba. Postanowiłam dać sobie szansę, aby zobaczyć czy w świecie znajdzie się miejsce dla mojego Szmaragdowego Dworu, czy znajdą się Damy i Dżentelmeni, pragnący zamawiać u mnie stroje. Długa droga jeszcze przede mną. Póki co próbuję się uporać z szarą rzeczywistością biurokratyczną, co jest dla mnie wciąż bardzo trudne i skomplikowane.
fot. Makahitzu, model Claudin's Seductions i Emerald Queen
Plany na przyszłość
Kiedy tylko uporam się z rozliczeniem dotacji, zamierzam ruszyć pełną parą i zrealizować kilka ambitnych planów. Mam zamiar uszyć trochę gorsetów w standardowej rozmiarówce na sprzedaż oraz linery, czyli „koszulki” pod gorsety, bo wiele osób mnie o nie pyta. W planach jest także trochę bielizny retro, a przede wszystkim pasy do pończoch. Obecnie otworzyłam już swój sklep na portalu Etsy, gdzie będę dodawać nowe rzeczy na sprzedaż, ale będę sprzedawać też swoje rzeczy na targach i festiwalach. W perspektywie czeka już Pyrkon, AFS i pewnie też AlterFair.
fot. Janusz Żołnierczyk, model Veronica Leonova
Najbardziej jednak lubię i chętnie przyjmuję zlecenia indywidualne, kiedy możemy poszaleć z projektem, tkaninami, formą. Papier i forma przestrzenna przyjmą wszystkie kształty, więc im bardziej nietypowy jest projekt, tym chętniej podejmuję wyzwanie! Aby coś u mnie zamówić, wystarczy do mnie napisać lub zadzwonić na numer służbowy 572 158 023. Nie ma się czego obawiać, jestem naprawdę bardzo przyjazną królową.
Skontaktować się można też przez adres e-mail: emerald.queen.art@gmail.com
Zapraszam również na stronę na Facebooku, gdzie również można do mnie pisać.
fot. Makahitzu, model Claudin's Seductions
Ogromnie dziękuję Ci za poświęcony czas oraz ten ciekawy i wartościowy tekst. Wspaniale było dowiedzieć się o Tobie takich ciekawostek. Świat potrzebuje tak barwnych osób z pięknymi pasjami. Zabieraj nas do swojego świata - na Szmaragdowy Dwór jak najczęściej!
Twoje podejście, siła charakteru i odwaga na pewno dodadzą Czytelnikom motywacji i wiary we własne siły, aby realizować swój potencjał i własne pomysły. Dowiodłaś, że przy odpowiednich chęciach połączonych z działaniem oraz wytrwałością, można zdziałać fantastyczne rzeczy.
Cieszę się, że mój blog okazał się przydatny na początku Twojej drogi. Kreacje Szmaragdowej Królowej są zjawiskowe i wyglądasz w nich naprawdę zachwycająco! Życzę Ci niesłabnącego samozaparcia w dążeniu do urzeczywistniania wyśmienitych wizji oraz oczywiście sukcesu nowo otwartej działalności. Czekam z niecierpliwością na nowe projekty i niewątpliwie muszę zamówić u Ciebie gorset :)
Ulę miałam zaszczyt poznać osobiście prawie trzy lata temu, podczas I Spotkania Gorseciar (I OFICJALNE SPOTKANIE GORSECIAR - OGÓLNOPOLSKIE TARGI MODY ALTERNATYWNEJ DARK MARKET) i mogę jak najbardziej potwierdzić, że jest bardzo przyjazną królową. Widujemy się na spotkaniach gorsetowych i zawsze jest mi przyjemnie porozmawiać z tak sympatyczną, przemiłą osobą.
Polecam Wam bloga Uli - Szmaragdowy Dwór. Koniecznie odwiedźcie też stronę Emerald Queen art na Facebooku. Znajdziecie tam interesujące posty i piękne zdjęcia!